Michał Kamiński znany jest chyba przede wszystkim w środowisku e-kolarstwa, dwukrotnie reprezentując Polskę w Mistrzostwach Świata na Zwifcie, a także sięgając w tym roku po tytuł Mistrza ZTPL.CC W sezonie zimowym jeździ w drużynie Canyon Esport, a w sezonie letnim przesiada się przede wszystkim na gravela oraz rower górskim. W tym sezonie zaliczył już kilka startów w Pucharze Polski w maratonie MTB, w impreza gravelowych, a za jeden z głównych celów sezonu obrał Gravelowe Mistrzostwa Polski, które już 10 lipca w Starachowicach. W miniony weekend zaliczył jeden z ważniejszych startów – na Gravel Adventure w Świeradowie Zdroju, gdzie wywalczył kwalifikację na Mistrzostwa Świata, które w październiku we Włoszech.
Komentarz postartowy:
Była to moja pierwsza, górska przygoda z gravelem… I na bank nie ostatnia. Nie pamiętam kiedy tak dobrze bawiłem się na rowerze, ale do po kolei.
Start z szóstej linii skutkował bardzo mocnym naciągnięciem na początku, aby doskoczyć do grupki liderów. Niestety nie jedzie mi się perfekcyjnie, dlatego pierwszy podjazd pokonuję z dużą, jak na mnie rezerwą w drugiej grupie. Następnie zaczynały się zjazdy, które były ciekawym doświadczeniem. Na rowerze mtb byłyby one śmiesznie łatwe… Jednakże na gravelu, przy dużych prędkościach i jadąc w grupie trzeba być niesamowicie uważnym – jeden błąd i leżysz albo łapiesz defekt (mi dwukrotnie spadł łańcuch…).
Na około 30 km, gdy zaczęła się druga sekcja podjazdów, a zawodnicy byli nieco podmęczeni tempem jakim im zafundowałem, postanowiłem dokręcić jeszcze bardziej, co skutkowało odskoczeniem i powiększaniem przewagi nad grupką. Do mety było jakieś 60 kilometrów, ale wiedziałem, że jestem w stanie utrzymywać mocne, równe tempo do samego końca.
Przez następne 30 km odrobiłem dwie minuty straty do grupki liderów, w której jechali sami gravelowi wyjadacze. Taki układ rzeczy bardzo mi odpowiadał – byłem najlepszy wśród Polaków oraz jechałem z gravelową śmietanką. Zmotywowany tym rozwojem wydarzeń zbyt długo nie czekałem na ich ruchy. Sam przydusiłem na podjeździe. Nastąpiła selekcja i z 7-osobowej grupki podzieliła się ona na pierwszą, 4-osobową i drugą, 3-osobową ze mną. W tym momencie modliłem się tylko o dojazd do mety bez żadnego defektu, który mógłby zabrać mi więcej niż 60 sekund… Wtedy właśnie, na jednym z łatwiejszych zjazdów – BUM! Kapeć… niestety opona się nie uszczelniła, nabój też nie pomógł. Kontynuowałem jazdę praktycznie na flaku. Po 2 km podjazdu był bufet, gdzie udało się doszczelnić oponę na kolejne 10 km. Niestety potem przebiłem oponę w kolejnym miejscu.
W tym momencie nie zawiodła tylko opona, również ja miałem ogromne problemy. Tempo siadło i jechałem totalnie poniżej oczekiwań. Gdy wcześniej podjazdy ładowałem w okolicach 400W, teraz miałem problem jechać je w tlenie… (270W).
Modliłem się o koniec tej męki, było mi już wszystko jedno – chciałem dojechać jak najszybciej do mety i obronić chociaż slot na MŚ, jednak flak nie pomagał i zjazdy jechałem z minimalną prędkością.
Na metę, koniec końców dojeżdżam na 18. miejscu open oraz 14 .w kategorii, co rzutem na taśmę daje mi slot na MŚ🌈 we Włoszech, które już w październiku.
Mimo tych przygód i słabszej dyspozycji dnia, jestem zadowolony z całokształtu. Była to dla mnie cenna lekcja i wiem już co muszę poprawić przed nadchodzącymi startami!
Dodatkowo cieszy fakt, że bez wątpienia, tego dnia byłem najmocniejszym (fizycznie) zawodnikiem z Polski.
REKLAMA