Adam Ossowski oraz Maria Ossowska byli w zasadzie bez jakiekolwiek konkurencji na wyścigu gravelowym ultra rozgrywanym na styku Karkonoszy i Izerów czyli Gravmageddon, organizowanym przez Mariusza Lickiewicza i Łukasz Biedermana. Poniżej ich wrażenia, a także szczegóły jeśli chodzi przygotowanie, sprzęt oraz samą rywalizację i przebieg trasy.
Komentarz postartowy:
Gravmageddon. Nasz wyścig nr1 w sezonie. Ze względu na pracę dużo nie startujemy, więc tu wszystko musiało zagrać. Cel jest prosty – podwójny komplet ceramiki rowerowej w naszej kuchni. Zapisaliśmy się na sobotę do mocnej grupy by mieć najgroźniejszych rywali pod kontrolą 😊
Sprzęt. 2x Specialized Diverge, sprawdzona maszyna, napęd Shimano GRX Di2 42/11-48 męski i 40/11-46 damski, to opcja na góry, nie ma co kozaczyć z twardymi przełożeniami, oponki 45mm wzmacniane w obu rowerach, do tego podwójna ilość mleka. Opory toczenia schodzą na plan dalszy, główny cel to niezawodność i przyczepność na trailach.
Wyścig. Jedziemy całkiem na lekko, ja mam Camelback a Marysia tylko 2 bidony, cały sprzęt na poszczególne etapy idzie na 2 przepaki znajdujące się na 140 i 227 km.
Ja od razu wyrywam do przodu chcąc sprawdzić stawkę i po krótkiej jeździe ze Zbyszkiem Mossoczym zostaje sam, tempo mi odpowiada staram się jechać uważnie by nie złapać defektu. Na single trailu mija mnie Bartek Błaszczyk (1m short) na mtb ale dochodzę do niego na szerokiej szutrówce i jedziemy razem do rozjazdu tras. Od tego momentu czeka mnie samotne 300 km. Wiem, że przewaga jest duża i rośnie, ale nie zwalniam tempa chcąc przejechać Rudawy Janowickie za dnia, co udaje się, nawet ze sporym zapasem. Po zapadnięciu zmroku jadę bardzo spokojnie przez Karkonosze i po 17h melduję się na mecie. Cały wyścig poszedł zgodnie z planem, oprócz zmarnowanych 47 min na postojach.
Marysia po starcie w męskim gronie – niestety żadna rywalka nie zdecydowała się pojechać w sobotę – zaczyna mocno, dochodzi mającego kłopoty sprzętowe Piotra Berdzika i dokłada do tempa, szybko radzi sobie z technicznymi Izerami i po 1. przepaku łapie Zbyszka! To okazuje się już troszkę za wiele i jest zmuszona zwolnic. Zmrok łapie ją po 2. przepaku i lekko gubi się przy Kolorowych Jeziorkach. Musi mocno uważać na Rudawskich zjazdach usianych betonowymi odprowadzeniami wody z ostrymi krawędziami. Karkonosze pokonuje po ciemku, bez problemów, aż do Złotego widoku, gdzie zeszła w złą stronę i musi wrócić po skarpie. W nagrodę ma kilka km szutrów premium do mety. Przyjeżdża w 20:38h co daje 3 miejsce open!
Trasa. Absolutnie fantastyczna! Przejezdna na gravelu, single traile logicznie łączą gravelowe odcinki, jedziemy cały czas tak by najlepsze widoki nas nie ominęły. Mniej znane fragmenty jak wzgórza za Jelenią Góra czy Rudawy okazują się równie widowiskowe jak Izery. Podjazdy nie są strome, a zjazdy do zrobienia na gravelu, poza nielicznymi wyjątkami. Widać że całość jest dopieszczona i nie raz przejechana.
Organizacja. Top. I tyle, bo lepiej chyba się nie da. Na tym kończymy Gravmageddon i gravelowy sezon 2022. Trzeba kupić kalendarz na 2023.
fot. Mariusz Lickiewicz
REKLAMA
Jak dla mnie to osoby startujące w sobotę powinny być osobno klasyfikowane. Ciekawe czy czołówka long z soboty osiągnęłaby taki sam wynik startując w piątek. W dzień 35 stopni, w nocy załamanie pogody…