Tradycyjnie już na przełomie sierpnia i września odbył się wyścig Warta Gravel, którego start i meta zlokalizowane są w Poznaniu, natomiast trasa prowadzi po obu brzegach rzeki Warty. W tym roku lista startowa liczyła niespełna 150 osób, a zawody ukończyło 109 osób. W pewnym sensie wyścig ten zostanie zapamiętany na dłużej, a to za sprawą zwycięzcy Łukasza Klimaszewskiego, który po ponad 14 godzinach jazdy mądrą jazdą pokonał o 16 minut Radka Gołębiewskiego.
Komentarz postartowy:
Jeśli ktoś sądzi, że wyścigi długodystansowe są nudne i przewidywalne (pojechali gdzieś w pole w godzinnych odstępach, przeciwników nie widząc nawet na oczy), to ten na pewno taki nie był! Zacięta rywalizacja, pełna zwrotów akcji i zmian na prowadzeniu. W końcu pojedynek z najmocniejszym rywalem i samotna ucieczka do mety.
Niedługo po starcie odjechała trzyosobowa ucieczka w tym faworyt – Radek Gołębiewski. Ja i Elderst Rust zostaliśmy nieco z tyłu. Po kilkudziesięciu kilometrach gonienia mieliśmy średnią niemal 30km/h (wliczając wyjazd z miasta i długie odcinki singli nad Wartą) i… ponad 5minut straty! Tempo pierwszej grupy było absurdalnie mocne. Towarzysz bardzo cisnął na gonienie. Ja za to byłem zrzędliwym hamulcowym. Dla mnie jazda, podczas której ciągle wchodziłem z mocą w okolice FTP była totalnie bez sensu. Przepychanie przez piasek, trawę, stawanie w korby pod górę – takie kilku, kilkunastosekundowe sprinty w skali 400 km wyścigu zliczają się w minuty (godziny). Bomba gwarantowana. W końcu puściłem koło, zacząłem jechać swoje. „Otworzyłem popcorn” i czekałem, aż ten atak przodu walnie w ścianę. Bo, że tak się stanie, byłem przekonany. Po kilku kilometrach dogoniłem towarzysza i już bardziej racjonalnie z ustaloną taktyką zaczęliśmy współpracować. W międzyczasie z przodu rywale rozdzieli się. Zamiast przewagi 3 na 2, teraz był układ 1+2 na 2. Lecieliśmy z Elderstem jak pociąg i już przed Koninem zdjęliśmy dwóch uciekinierów. Za Koninem dogoniliśmy także Radka. Trochę jechaliśmy razem, ale ogólnie mieliśmy inną koncepcję na postoje. Na 250 kilometrze Elderst został na dłuższy postój. Ja tylko dolałem picie i ruszyłem z Gołębiewskim, który międzyczasie nas dogonił, pomijając postój. Przejechaliśmy razem w okolice Śremu. Sytuacja była taka, że ja byłem zatankowany do pełna po niedawnym postoju, a rywal jechał już na oparach i musiał stanąć na uzupełnienie picia. Zdecydowałem się na próbę ucieczki do mety. Po drodze w sumie i tak dla bezpieczeństwa dolałem jeszcze raz picia. Nie patrzyłem na tracking, nie śledziłem przewagi. Skupiałem się jedynie na równej jeździe i trzymaniu aerodynamicznej pozycji. W końcu mogłem wykorzystać siły, które zachowałem na początku wyścigu.
Dawno tak nie cieszyłem się z wygranego wyścigu. Przede wszystkim z całej rzetelnie wykonanej „inżynierskiej roboty”. Podczas treningów, przygotowań i samej jazdy. Szczerze powiedziawszy właśnie ten aspekt, planowania i taktyki, jara mnie równie mocno w ściganiu na długich dystansach, co sama jazda. Przy odpowiednich przygotowaniach można optymistycznie patrzeć na bardziej wymagające starty w przyszłym roku. Fajny wyścig. Dziękuje towarzyszom jazdy za zaciętą walkę. Pewnie w przyszłym sezonie będziemy mieli okazję znów rywalizować. Każdy kolejny wyścig to czysta karta na starcie, więc nie podniecam się jednym rezultatem.
REKLAMA