Bartosz Mikler, znany przede wszystkim z ogromnej zajawki na cyclocross, od wielu lat z powodzeniem startujący w kraju i za granicą na zawodach przełajowych w sezonie 2022 zmodyfikował swój rower Accent CX ONE w kierunku gravela i z powodzeniem startuje w kolejnych imprezach gravelowych. Tym razem był to Gravmageddon. Karkonosze – Izery Gravel Race na dystansie SHORT.
Gravmageddon – w zeszłym roku jako debiutanci. W tym roku jako druga edycja górskiej imprezy gravelowej. Lokalizacja bazy wyścigu była przy hotelu Bornit. Fajne miejsce gdzie było ognisko, stanowisko grillowe, wiata, pomieszczenie gdzie można było można się schować w razie niepogody z WC.
W dzień poprzedzający wyścig (piątek) można było odbierać pakiety startowe. Tego dnia organizatorzy zapewnili bifora. Jedzenia w opór, od kiełbasek po wegańskie sery i przysmaki, owoce, placki, piwo, lemoniada. No i mega rodzinna atmosfera. Późnym wieczorem była jeszcze posiadówka przy ognisku (ja jednak byłem już u siebie w hotelu).
Sobota to start dystansu SHORT (125km i 2600m up). Ja startowałem o 8:40, czyli pod koniec stawki. Trasa wiodła przez malownicze odcinki, hale, strome podjazdy po szutrach, wplecione były też single. Nie brakowało technicznych zjazdów po korzeniach i kamieniach. Było trzeba się wdrapać na Złoty Widok. Po 80 km był PIT STOP – Pani właściciel obiektu stała na stromym podjedzie i zachęcała do zjazdu do bufetu. Proponując kawę i herbatę. Mega to było miłe i dla wielu pewnie pomoce, że można było się zatrzymać i doładować. Ja jednak nie skorzystałem z bufetu – jechałem ciągiem.
Moje tempo było mocne. Takie na 90%. Pod koniec wyścigu odpaliłem apkę do śledzenia kropek. Okazało się że będę musiał solidnie przyspieszyć na końcówce. To już była jazda na 120% na ostatnich 9km. Walka była dosłownie o sekundy. Przegrałem 16s z kolegą, który jechał na rowerze górskim. Obaj jednak jesteśmy zwycięzcami w swoi klasyfikacjach (MTB i CX/GRAVEL).
Na mecie oczywiście czekali organizatorzy. Witali każdego okrzykami, dzwonkami, przytulasem i dobrym słowem. To mega uczucie na mecie. Ktoś jednak na Ciebie czekał (jeśli przyjechałeś sam/a).
No i na moje życzenie było piwo zero. Każdy otrzymał właśnie na mecie piwo (zwykle lub zero) oraz makaron. Miał do dyspozycji cały bufet z kawą, plackiem, owocami…
Tak właśnie powinien wyglądać wyścig gravelowy. Organizatorzy zapewnili nam wszystko. Od świetnej trasy po rodzinną atmosferę w bazie wyścigu. Proszę niech Gravel idzie w tą stronę. Niech te wyścigi wyglądają właśnie tak i mają takich organizatorów jak na GRAVMAGEDDONIE. Ja mocno wchłaniam się w gravelowe imprezy. Myślę, że za rok będzie ich w moim kalendarzu zdecydowanie więcej i będą to na pewno dłuższe dystanse w moim wykonaniu. W tym sezonie czeka mnie jeszcze jedno wyzwanie, bo zaliczę najdłuższą do tej pory jazdę. – 400km na Warta Gravel. Wyścig praktycznie pod domem. Jednak z tylu głowy mam już myśli o sezonie przełajowym, który chcę zacząć w tym roku trochę z opóźnieniem.
REKLAMA