REKLAMA

LudzieUltraWyścigi

Łukasz Klimaszewski (Mitutoyo AZS Wratislavia): „na długich dystansach zaczyna się ostatnio robić ciasno” | Pyra Trail

Łukasz Klimaszewski dobrze znany jest w środowisku cross country, ze szczególnym uwzględnieniem prawdziwie górskich maratonów mtb na najdłuższym dystansie. Już w zeszłym roku coraz częściej kierował swoją uwagę w kierunku gravelowych wyścigów. W tym sezonie pojawił się póki co na Szuter Master Centrum, które wygrał. Ale to był tylko początek. W miniony weekend wystartował w Pyra Trail, gdzie także okazał się najszybszym zawodnikiem.

Komentarz postartowy:

Drugi start w wyścigu gravel na nieco dłuższym dystansie zakończony sukcesem – wygrana w Pyra Trail. Z dość szybką trasą długości 307 km zmagałem się przez 10 godzin i 50 minut. Startowałem z czoła stawki, zaś mocnej grupy pościgowej spodziewałem się z samego końca peletonu. Rozważania zakończyłem wraz z godziną mojego startu, a śledzenie online podejrzałem sobie dopiero na 50km przed metą. Aby np. nie przerżnąć finiszu na minuty. Nawet na długich dystansach zaczyna się ostatnio robić ciasno 🙂

Założenie miałem takie, że wszystko leży po mojej stronie. Jeśli dobrze przepracuję każdy element wyścigu, przyzwoity wynik też będzie. A jeśli nie, to nie będę miał do siebie pretensji, bo i tak szybciej bym nie pojechał. Przede wszystkim miałem założoną moc dla przewidywanej długości jazdy. Do tego trzymywanie cały czas pozycji aero, jeśli tylko nawierzchnia na to pozwalała. Jedzenie, picie, uważne śledzenie nawigacji i unikanie sytuacji, gdy w głupi sposób mógłbym spie***ć coś w rowerze (kłaniają się dwa ostatnie starty na mtb…). Jedzenie miałem przewidziane na cały dystans. Dzięki temu nie traciłem czasu i nie jadłem przypadkowego syfu ze sklepów. Z piciem było gorzej, gdyż szybko zrobił się koszmarny piekarnik. Po 70 km zeszły mi już oba bidony 0,7l. Tu było jasne założenie, że piję ile trzeba i będę się zatrzymywał wg potrzeb. W sumie poza 1,5l na starcie musiałem jeszcze trzykrotnie zalać 2 litry płynów. Pewnie trochę czasu na tym straciłem, ale fizjologia jest nieubłagana. Zaginanie się na odwodnieniu jest głupie, bo moc spada dość gwałtownie, a w organizmie robi się straszna kaszana. Także w kontekście późniejszego czasu regeneracji, powrotu do treningów i kolejnych wyścigów.

Cały wyścig udał się bardzo dobrze. Równa jazda, bez kryzysów i nadmiernego wyeksploatowania. Trasa bardzo mi się podobała. Dobre proporcje odcinków szybkich i nieco bardziej wymagających. Lubię ten klimat wyścigów gravel, gdy jedzie się w samotności i na odludziu. Oczywiście cisnę głównie na wynik i nie kontempluję widoków. Mimo wszystko cała sceneria, widoki zapachy… to przesącza się gdzieś do podświadomości. Wracając do domu mam poczucie, że to był świetnie spędzony czas.

fot. Mateusz Krajewski

REKLAMA

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *