REKLAMA

RowerySprzęt

Accent e-Furious M800 – szutrowa przygoda ze wspomaganiem | BIKE CHECK

Kilka dni temu miałem przyjemność pojeździć w okolicach Calpe, a kto był albo chociaż słyszał, ten pewnie kojarzy, że teren nie należy do płaskich. Oprócz sławnego Coll de Rates w zasadzie w każdym kierunku czeka nas jakaś krótsza albo raczej dłuższa wspinaczka. Z jednej strony kolarze WorldTour’u, z drugiej w zasadzie każdego dnia mieliśmy co najmniej kilka sytuacji kiedy mijaliśmy kogoś na rowerze ze wspomaganiem elektrycznym. I nikt tu się nie śmieje, nie wytyka palcami czy obgaduje za plecami. Tu każdy podjazd uczy pokory, a nie każdy musi być w dyspozycji, by podjechać go o własnych siłach. Tu radość z jazdy, widoków, towarzystwa jest celem dla wielu!


Accent e-Furious, którego miałem u siebie przez ostatnie kilka tygodni moją uwagę przykuł już jakiś czas temu, kiedy w sieci pojawiły się pierwsze oficjalne zdjęcia. Zdecydowana większość rowerów ze wspomaganiem wygląda mniej lub bardziej karykaturalnie, co w dużej mierze wynika z konieczności wkomponowania w ramę nie tylko silnika, ale przede wszystkim baterii. Dlatego nie ukrywam, że z entuzjazmem przyjąłem to, jak estetycznie to zostało wykonane w przypadku tego roweru. Prywatnie też jest mi blisko do marki Accent, bo starszy brat czyli Furious jest moim gravelem już od ponad 4 lat. I nic nie zapowiada zmiany.

Rowery wspomagane elektrycznie w Europie mają narzucone systemowe ograniczenia wsparcia po osiągnięciu prędkości 25 km/h. Z perspektywy kogoś, kto jeździ regularnie na rowerze, zwłaszcza w płaskopolsce, te 25 km/h to często dolny zakres średniej z jaką się jedzie, a na pewno dużo poniżej tzw. przelotowych. To samo tyczy się zasięgu. Kiedy regularnie jeździsz na rowerze, a może nawet amatorsko uprawiasz kolarstwo, to 3-4 godziny w siodle i trzycyfrowy dystans nie przerażają. Często są czymś absolutnie normalnym. Wszystko się zgadza, łącznie z tym, że jeśli ostatnie dwa zdania opisują Twoją osobę, to znaczy, że powyższy rower nie jest dla Ciebie. Ale może być dla kogoś, kogo znasz i kto chciałby z Tobą pojeździć.

Zgodnie ze specyfikacją, w rowerze zamontowany mamy silnik Bafang M800 o zmniejszonej mocy, co wynika z faktu, że e-Furious jest w tej kategorii stosunkowo lekkim rowerem. Z baterią oraz pedałami waży niespełna 17 kg – tyle ile ważą wyceniane na dziesiątki tysięcy topowe karbonowe rowery górskie ze wspomaganiem, choć też trzeba zaznaczyć, że w rowerach MTB najmniejsze baterie są co najmniej dwukrotnie większe (i cięższe) od tej w e-Furious, która ma 200 Wh. Trzeba też tu dodać, że zdecydowana większość producentów rowerów gravelowych starając się utrzymać niską wagę roweru decyduje się na baterie w przedziale 200-250 Wh, czasem z opcją rozbudowania ich o montowany w miejscu bidonu ekspander.

Ile można przejechać na 200 Wh?

Zacznijmy od tego, że silnik Bafang M800 oferuje zerowe albo niezauważalne opory. Niejednokrotnie na płaskim wybierałem zerowe wspomaganie, żeby zobaczyć jakie odczucia daje rower i byłem bardzo zaskoczony jak lekko się na nim jedzie. Oczywiście w tyle głowy trzeba mieć to, że rower swoje waży, więc rozpędzenie go wymaga trochę więcej energii. Znowu, zgodnie ze specyfikacją zasięg roweru to około 80 km przy założeniu, że wspomaganie pracuje cały czas, czyli jedziemy non-stop po płaskim albo cały czas pod górę. W praktyce wszystko zależy od terenu w jakim jeździmy, tempa oraz siły wspomagania. Może starczyć na mniej, ale równie dobrze może starczyć na więcej.

Wiele osób powie, że co to jest 80 km? Odsyłam kilka akapitów wyżej, to nie jest rower dla kogoś, kto robi tylko „stówki” i to z jak najwyższą średnią. To rower dla ludzi, którzy są aktywni, ale chcą zwiększyć swój zasięg, pojechać trochę szybciej, trochę dalej. Bez bicia rekordów i ustanawiania życiówek. To rower dla partnera czy partnerki w związku, gdzie tylko jedna „połówka” jest lepiej wytrenowana. Po to żeby dotrzymać kroku, żeby razem spędzić trochę czasu. Albo pojechać razem na bikepacking, bo otworów mocujących na tej ramie nie brakuje, łącznie z widelcem!

Sterowanie wspomaganiem odbywa się za pośrednictwem komputera, który zamontowany jest na przedłużeniu mostka. Mamy tu na stałe wyświetlane takie informacje jak stan baterii, aktualna prędkość, poziom wspomagania (0-5), a widoczny na ekranie szary pasek wraz z rosnącym wspomaganiem wypełnia się pomarańczowym kolorem. Ponadto mamy szacunkowe informacje na temat generowanej mocy oraz mocy wspomagania. W dolnej części wyświetlacza możemy wybrać sobie typowe dla rowerowego licznika parametry jak dystans, średnia prędkość, szacunkowy zasięg czy kadencję. Zarówno prędkość, jak i kadencja podawane są jako dane faktyczne, na podstawie zamontowanych czujników.

Poziom wspomagania regulujemy w zakresie 1-5 za pośrednictwem przycisków na komputerze albo pomarańczowych przycisków zamontowanych na kierownicy – jeden zestaw jest przy lewej klamce, a drugi pod kierownicą, blisko mostka, tak by mieć dostęp do przełączników niezależnie od chwytu.

Accent e-Furious to dobrze skonfigurowany rower

Kiedy patrzę na specyfikację e-Furious i porównuję ją z moim Furious’em, to widzę – z małymi wyjątkami – praktycznie kalkę 1:1. To dobrze, bo po czterech latach i kilkunastu tysiącach km wyjeżdżonych na swoim rowerze mogę w zasadzie tylko dobrze mówić o tym, co przygotowała ekipa stojąca za marką Accent. No to po kolei…

Zacznijmy od napędu – jedyna różnica w porównaniu z „analogiem” czy też „bio bike”, bo tak się teraz często mówi o rowerach bez wspomagania, to korba. W e-Furious mamy korbę Bafang 44T o długości 170 mm.

Z tyłu sprawdzony i niezawodny napęd SRAM Apex. To jedno z lepszych value for money na rynku jeśli chodzi o napędy w rowerze. Trudno uwierzyć, ale z mojej praktyki to naprawdę niezawodny sprzęt. Na przestrzeni lat i przejechanych kilometrów ani razu nie regulowałem przerzutki, która cały czas chodzi precyzyjnie jak szwajcarski zegarek. Jedyne co, to wymieniłem linkę, ale nawet po tej czynności nie trzeba było niczego regulować. Podobnie jest tu w e-Furious, działa! Zostaje tylko jeździć. 🙂

Oprócz w/w korby, drugim elementem, który jest nie tylko inny, ale i lepszy niż w moim klasycznym Furious to hydrauliczne hamulce Apex, których wyposażenie jest w pełni uzasadnione mając na uwadze, że rower jest wyraźnie cięższy od klasycznej konstrukcji. Na zdjęciach powyżej i poniżej możemy dopatrzeć się, że komponenty (hamulce i klamkomanetki) to Rival. Uzasadnienie tego jest proste – rower, który do mnie trafił jest pierwszym wyprodukowanym egzemplarzem i nie wszystkie komponenty są zgodne z ostateczną konfiguracją.

Nie ma bike check’a roweru gravelowego bez sprawdzenia kół i opon. Te pierwsze to bardzo solidne Accent TGR, często punktowane za wysoką wagę, przekraczającą 2000 g, ale z drugiej strony są niezniszczalne, nie trzeba się za bardzo przejmować po czym i na jakim ciśnieniu się jedzie. Jeśli chodzi o opony to mamy tu dość uniwersalne i chwalone Panaracer’y GravelKing SK o szerokości aż 43mm, co sprawia, że nawet mniej doświadczone osoby bez problemu będą sobie radzić na tym rowerze, w zasadzie bez względu na warunki i nawierzchnię, a uszczelnione mlekiem podniosą komfort jazdy na sztywnym rowerze.

Całości dopełniają siodło Accent Furious znane z innych modeli rowerów oraz kierownica PRO LT Compact o szerokości 420 mm.

Accent e-Furious M800 wyceniany jest w okolicach 11 tysięcy złotych. Mając na uwadze wszystkie komponenty zastosowane w tym rowerze, a także fakt, że bateria nie jest zintegrowana, co pozwala na jej szybką podmianę oferta na tle rynku wydaje się atrakcyjna i uzasadniona.

Materiał powstał we współpracy z Velo Sp. z o.o., właścicielem marki Accent.

REKLAMA

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *